Strony

czwartek, 11 lutego 2010

ŚWIĘTE ROŚLINY I GRZYBY JAKO LEKI UZDRAWIAJĄCE INDYWIDUALNĄ I ZBIOROWĄ NIEŚWIADOMOŚĆ



Ayahuasci (wymawia się: ajałaski, którą rdzenni mieszkańcy obu Ameryk nazywają Babcią) chakruny (wymawia się: czakruny), peyotla (wymawia się pejotla) czy świętych grzybów nie da się skomercjalizować ani zażywać „rekreacyjnie”, ponieważ służą one poznaniu i poszerzaniu świadomości. Na wywołaną przez nie gnozę należy w pewien sposób zapracować. Jaki to sposób? Przede wszystkim pierwszym krokiem jest podjęcie decyzji o uzdrawianiu siebie. Ta decyzja związana jest ze zmianą wzorców myślowych, zachowań, przekonań itp. Służy to przywołaniu pamięci o sobie – wydobywaniu wiedzy o sobie z nieświadomości na poziom świadomości i przypominaniu: kim jestem, po co tu jestem (co tu robimy?) i dokąd podążam…


Święte grzyby podobno Maria Sabina nazywała Dziećmi... z kosmosu...

Można traktować te rośliny i grzyby jako narzędzie doświadczania, ale warto wiedzieć, czego się doświadcza. Czego się doświadcza? Bez szacunku do świętych (jak zwą je Rdzenni) roślin i grzybów, bez szacunku do siebie i bez decyzji zmiany wzorców, nigdy się nie dowiemy.

UZDRAWIANIE
Święte rośliny i święte grzyby to wyjątkowe, naturalne leki uzdrawiające nas, to „medicina”. Niektórzy zwą je "halucynogenami" czy "psychotropowymi substancjam" i albo „psychodelikami”. Tak zwą je ci, którzy nie znają ich znaczenia wspierającego ludzi od tysięcy lat w poszerzaniu samo-świadomości Co najwyżej, używając języka „intelektualistów”, mogę nazwać je 'substancjami psychoaktywnymi”. Dla mnie takie rośliny i grzyby pomagają rozpoznawać nam na przykład właściwości umysłu.

Na ceremoniach przeżycia i wizje bywają bardzo indywidualne i zależne od osobowości danej istoty ludzkiej, a także jej doświadczeń i przekonań. Ale każda istota ludzka może uzyskać w tym procesie na przykład... stan oświecenia. Tak, to nie żarty. Proces uzdrawiania za pomocą świętych roślin i grzybów może doprowadzić nas do takiego stanu samo-świadomości, który można nazwać oświeceniem czy przebudzeniem. Jednak… 

oświecenia nie uzyskuje się tanim kosztem. Gdy traktuje się święte rośliny jako nowe towary na rynku konsumpcyjnej kultury (tak zwane „dopalacze umożliwiające tripy i odloty”), można łatwo wpaść w pułapkę „zagubionego umysłu”.

Święte rośliny i grzyby wymagają naszego zaangażowania w proces samouzdrawiania. Traktowanie roślin i osób prowadzących ceremonie jako uzdrowicieli, którzy wszystko za nas zrobią i nas uleczą bez naszego udziału, jest całkowicie bezzasadne. Żadna metoda leczenia czy uzdrawiania nie zadziała, jeśli osoba nie chce swojego uzdrowienia wymagającego zmian sposobu życia, istnienia czyli zmiany samo-świadomości. Początki mogą być atrakcyjne, ale bywają także trudne..

Sposób zażywania roślin i grzybów jako „używek” i „psychodelicznych” środków urozmaicających rozrywki czy zabawę, w rzeczy samej jest „złudną stroną praktyk duchowych”, które utrzymują iluzje naszych ego. W taki sposób tylko dostarczamy dodatkowej energii naszemu ego, wzmacniamy je, a poprzez to wzmacniamy także nasze nieświadome wzorce i przekonania. Wówczas rośliny i grzyby nie wspierają nas, ponieważ to my nie pozwalamy sobie na rozwój swojej samo-świadomości. Pozostajemy wtedy nadal w wymiarach naszych urojeń i zapomnieniu o naszej prawdziwej naturze, w cierpieniu i w odcięciu od tzw. Wyższej Jaźni, od duszy, od Zródła, od połączenia z Całością, Jednią... 

Bywa i tak – przed czym ostrzegam ;-), że ludzie nawet po przeżyciu głębokiego wglądu czy połączenia z Wyższą Jaźnią, z duszą czy ze Zródłem, wracają niemal natychmiast do starych sposobów działania. Otrzymują w trakcie medytacji ważne informacje, ale je zapominają. Nawet, jeśli otrzymują jakieś potrzebne im informacje np. jakich zmian mogą dokonać w sobie, by się "uzdrawiać" i „prze-budzić”. Bo zdarza się, ż ludzie wolą oglądać sobie inne światy (na podobieństwo płaszczaków o dwuwymiarowej percepcji podróżujących w czterowymiarowych przestrzeniach) albo zachwycają się kolorowymi „odlecianymi” obrazkami lub zwiedzają kiczowate skarbce w iluzorycznych „Las-ach Vegas-ach” przyciągani atrakcjami salonów gier z fosforyzującymi automatami do gry... Inni grają i oglądają kreskówki wyświetlane przez ich umysł albo przeżywają „mistyczne” spotkania z bogami i boginiami... W ten sposób oczywiście możemy także rozpoznawać „tendencje” naszych ego.

Gdy ktoś ma mocne ego, które musi mieć wszystko pod kontrolą i nie zaufa prowadzeniu swojej duszy (swojemu wyższemu ja) albo duchowi Babci lub grzybów w procesie uzdrawiania, uczestnictwo w ceremoniach takiej osobie nie pomoże.

Święte rośliny i grzyby umożliwiają wchodzenie w stany podwyższonej, poszerzonej świadomości i „niezwykłej rzeczywistości”. Osiągnąwszy pewien stopień zaawansowania, w poznawaniu tego stanu, można oczywiście zacząć wchodzić w te stany nie korzystając z roślin i grzybów. Wejście w stan poszerzonej świadomości na ceremonii, uważne bycie w tu teraz nie sprawia, że nagle nasza samo-świadomość w codziennym życiu pozostanie poszerzona. Tego można nauczyć się na ceremoniach, ale potrzebna jest też codzienna praktyka. Wymaga to sporego wysiłku od nas. Bywa, że zapominamy, jak ważna dla naszego rozwoju może być zwykła, codzienna praktyka medytacyjna. I może ona wspierać to, co uzyskujemy w trakcie ceremonii – medytacji ze świętymi roślinami i grzybami.

Jesteśmy stworzeniami obdarowanymi świadomością. Odbywamy podróż świadomości. Ale mamy programy, które nas odcinają od świadomego istnienia. A uzdrawiając siebie, uzdrawiamy świat, jaki współtworzymy z innymi.  I możemy dzielić się z innymi wyłącznie tym, co w nas. Dlatego warto skupić się na „uzdrawianiu”, uwalnianiu i prze-budzeniu przede wszystkim siebie. Gdy się Prze-budzimy, wtedy nasze życie ulega radykalnym zmianom.


INTENCJA

Wiele szamanek i szamanów pracujących ze świętymi roślinami i grzybami oraz nauczycieli duchowych mówi o znaczeniu INTENCJI w różnych praktykach duchowych, a także przy ceremoniach - medytacjach uzdrawiania ze świętymi roślinami i grzybami. Od INTENCJI zależy to, co nas spotyka w trakcie takiej ceremonii (podobnie, jak w życiu osobistym). Nasze myśli są intencjami w mniejszej skali. Często nieświadomymi albo niby świadomymi, lecz wynikającymi z pożądań i pragnień naszych ego - ja. Zarówno te nieświadome i te, które „myślimy” przytomni procesu myślenia, manifestują się i tworzą naszą rzeczywistość. Możemy dokonać wyboru, czy chcemy być świadomi i gotowi przejąć odpowiedzialność za nasze myśli i działania czy też nie. Taki wybór należy do każdego każdy z nas; każdy indywidualnie dokonuje tego wyboru. Ale jeśli nie dokonamy takich zmian, to nadal będziemy działać nieświadomie albo działać niby świadomie z poziomu wiecznie „wygłodniałych" i "nienasyconych" naszych ego o ograniczonej tożsamości...  I nadal będziemy kontynuować „współpracę” tworzenia świata pełnego cierpienia, bólu i łez, przemocy i nienawiści, zazdrości i pożądliwości itp..., świata opartego na wszelkich możliwych formach walki ( z wewnętrzną, prowadzoną nieświadomie włącznie). Mamy jednak możliwość dokonania zmian. I dopiero wtedy otwiera się przed nami szansa na współtworzenie innego (nowego) świata i całkowicie innych relacji z innymi ludzmi, innymi istotami i wszystkim, co nas otacza.

Dzieje się to wówczas poprzez akt woli, odpowiednią intencję. Ale najpierw musi się ona prze-jawić w nas. 

Ceremonie dają nam możliwość wejścia w stany podwyższonej świadomości i w trakcie możemy otrzymywać wiedzę, która w danym momencie jest nam niezbędna do naszego rozwoju. Potem jednak, abyśmy mogli rozwijać się dalej, potrzebujemy sami kontynuować pracę nad sobą i praktykować przyswajanie tej wiedzy i ugruntowywać tę wiedzę, którą otrzymaliśmy. 

W trakcie ceremonii można osiągnąć podłączenie się do „Jednego Pola Energii Informacyjnej Świadomości Wszechświata” albo z Wyższą Jaźnią. Ale można po ceremonii o nim zapomnieć albo wyprzeć się doznawanych doświadczeń. Nie ma pewności, czy rzeczywiście każdy tak po prostu, może podłączyć się do tego Źródła, ponieważ z mojego doświadczenia wynika, że trzeba wykonać pewne konkretne działania i pracę ze sobą, nad sobą, aby było to możliwe. Wiem, że to jest możliwe, ponieważ doświadczyłam tego, ale wiem, że częstotliwość energii większego zakresu Świadomości często nie jest kompatybilna na przykład z częstotliwością energetyczną naszych ciał bolesnych, jeśli nie są one uleczone z tzw. "karmicznych" zapisów i traum. ("Karma istnieje wyłącznie dla ego, ale nie istnieje dla Wyższej Jażni"). Te częstotliwości nie są kompatybilne z naszym umysłem (mózgiem), gdy jest on wypełniony po brzegi myślami utrzymującymi „stare” wzorce działania, przekonania i przywiązania, których nie chcemy uwolnić (uzdrowić), których energii nie chcemy przetransformować. Te częstotliwości nie są kompatybilne także z energią w naszych ciałach bolesnych, w których zaposanych mamy wiele różnych "traum" i wzorców. Wtedy po ceremonii następuje wyparcie takiego doświadczenia.


A próba podłączenia do tego zakresu Świadomości tylko dla zabawy, z ciekawości, może zakończyć się poważnymi konsekwencjami i zaburzeniami osobowości. Dlatego tak istotne są nasze intencje i zaufanie do procesów, które przeżywamy w trakcie tych ceremonii - medytacji oraz pokora w przygotowywaniu siebie do poszerzania swojej świadomości polegającego między innymi na odkrywaniu swoich własnych, nieświadomych kłamstw i nieświadomych wzorców działania. 

ŚWIADOMOŚĆ
„Nasz odbiór rzeczywistości jest przez większość uspołecznionych istot ludzkich uznawany za tak niepodważalny, że traktowanie go jako jeden z wielu możliwych opisów, niełatwo przyjąć poważnie.” (Don Juan Matus).

Każdy z nas ma swoją własną „płaszczyznę postrzegania rzeczywistości”. Kiedy umysł jest skupiony na racjonalnym pojmowaniu rzeczywistości postrzega tylko i wyłącznie świat, który nazywamy światem fizycznym. Kto wierzy w istnienie licznych niefizycznych światów, niezwykłej rzeczywistości, wielowymiarowości naszego istnienia? Tylko szaleńcy i wariaci? Może rzeczywiście, żeby być bardziej świadomym, trzeba być choć trochę „szalonym”.

Każdy z nas postrzega inaczej poprzez filtry swoich doświadczeń, traum, zranień i przekonań, poprzez swoje ego-ja. Ważną funkcję w postrzeganiu świata przez nas (siebie i tego, co wokół) ma nasze ego - "soczewka umysłu". Kilka osób jest w stanie opisać jedno zdarzenie tak, że odnosimy wrażenie, iż nie mogło to być jedno i to samo zdarzenie. Każda z tych osób „patrzy” na takie zdarzenie i wierzy, że widzi je w „prawdziwym świetle.” Czyż nie jesteśmy w takim patrzeniu mistrzami szaleństwa i wariactwa? Dzieje się tak, ponieważ nie jesteśmy świadomi tego, że patrzymy przez filtry naszych programów i przekonań. Wszyscy mogą widzieć rzeczy i sytuacje takimi, jakie one są w rzeczywistości, a nie zniekształcone przez filtry naszych ocen. Ale niektórzy decydują się, by nie pamiętać tego, co widzą. Pamiętają wyłącznie to, co chce „widzieć” ich własne ego. Energię, która mogłaby posłużyć im do transformacji i uwolnienia, zużywają na nieustanne podtrzymywanie i zasilanie swojego ego. 

Ceremonie, podobnie jak inne obrzędy i rytuały, w które wchodzimy bez wiedzy o ich znaczeniu, są tylko nawykowym wykonywaniem pewnych czynności, które nic nie wnoszą do naszego życia i nic w nim nie zmieniają. A nawet mogą prowadzić do destrukcji.

Jesteśmy stworzeniami obdarowanymi świadomością. Odbywamy podróż świadomości. Ale mamy "oprogramowanie" jako wzorce myślenia, działania i odczuwania (emocje), które nas odcinają od świadomego istnienia. Dlatego wpadamy w różne pułapki i kręcimy się w kółko jak na karuzeli, choć wydaje nam się, że płyniemy z prądem albo pod prąd. Dopiero po zejściu z karuzeli możemy kontynuować naszą ewolucyjną podróż świadomości. Tylko że… boimy się zeskoczyć z pędzącej karuzeli i zazwyczaj nie mamy pomysłu, jak ją zatrzymać. Powoli. Nie zatrzymamy jej, jeśli nie uwierzymy w swoje możliwości i umiejętności. Jeśli nie będziemy na to gotowi. Dlatego staliśmy się istotami, które prawie nic o sobie nie wiedzą, prócz tego, co wynika z naszych przekonań. A mamy nieprawdopodobne możliwości. Poznając siebie, poznajemy te możliwości i wtedy możemy zacząć z nich korzystać – ze wspaniałych talentów i darów, które znajdują się w naszym zasięgu. Żeby po nie sięgnąć, potrzebujemy tylko… rozpoznać je czyli uświadomić sobie ten fakt. Uzdrawiając siebie, uzdrawiamy świat, jaki współtworzymy z innymi. Poprzez siebie, a nie próbując narzucać innym swoje przekonania, koncepcje itp. 

WOLNOŚĆ
Tak, to wolność umożliwia bezpośrednie podążanie za czymś, co jest… Wyższą Jaźnią czy też Wielkim Duchem, Absolutem, Jednią, Wszystkim, Co Jest (- każdy może nazwać to COŚ, jak chce) w miłości z całym kosmosem i wszechświatem. Wolność od nawyków, racji, przekonań, wiedzy, którą uważamy za niezmienną i zachowań, które podtrzymują systemy walki (wewnętrznej i zewnętrznej) jest dla mnie powiązana z poszerzającą się świadomością i odpowiedzialnością za siebie. Jeśli jesteśmy zależni, jesteśmy słabi, gdy jesteśmy niezależni, jesteśmy silni i pełni mocy. I pełni wszechogarniającej miłości, która jest tym samym, co zrozumienie i akceptacja różnorodności. To znaczy, że do pełnej realizacji i odzyskania mocy potrzebujemy niezależności. Od przekonań, przyzwyczajeń, schematów działania… wszelkich programów, które nam to uniemożliwiają.  

Wolność to nie anarchia. Dzięki wolności możemy działać świadomie, z zaangażowaniem, z radością realizowania wspaniałego twórczego dzieła w pełnej harmonii.

Czy życie w uzależnieniu od nałogów czyni nas wolnymi? Nie. Czy istnienie w zhierarchizowanych strukturach od których jesteśmy uzależnieni, czyni nas niezależnymi? Nie. I nie chodzi tu o to, by być buntownikiem skazanym na banicje przez przedstawicieli zhierarchizowanego świata, nie. Chodzi tylko i wyłącznie o to, aby siebie uwolnić w sobie od tych uzależnień. Wtedy możemy poruszać się w takim świecie z miłością do tych, którzy jeszcze się nie prze-budzili. Pozwoli nam na to nasza wolność wewnętrzna. Wtedy możemy działać, jak potrafimy najlepiej, ale wolni od przywiązań do rezultatów działania. Z szacunkiem do wyborów innych. To jedna z trudniejszych i piękniejszych, gdy już odrobiona kolejna... „lekcja”. 

Możemy tworzyć nowe społeczności, które współtworzą ludzie wpierający się nawzajem, którzy są dla siebie wzajemnie... nauczycielami, którzy wzajemnie inspirują się. Ponieważ jesteśmy jednością i dzieląc się indywidualnymi, osobistymi doświadczeniami i świadomością wzbogacamy siebie wzajemnie oraz całość jako Jednię. Dzięki temu możemy ewoluować.


Biało-Czarne-Pióro {White-Black-Feather} czyli... 

MARGA MAMA TI-KA-LI SUNYATA... ZWANA TEŻ JESTEM ;-}



_____________________________________________________


Chodzi o to, że my mamy w szyszynce DMT w ilościach śladowych. A święte rośliny uaktywniają działania tej substancji w szyszynce. Więc jak z każdą leczniczą rośliną - należy stosować z wielką ostrożnością wszelkie substancje wprowadzające nas w stany poszerzonej świadomości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz